Świetne miasteczko położone w górach Francuskich.
Niesamowicie umiejscowione gdyż w którymkolwiek miejscu byś nie stanął – z
każdej strony widzisz góry. Efekt nieziemski.
Wyjazd pojawił się znienacka. Odbył się we wrześniu 2017
roku. Ostatnio wolne mieliśmy w maju a najbliższy urlop był zaplanowany dopiero
na listopad. Zmęczenie pracą dawało się we znaki… w sierpniu już zaczęliśmy
szukać jakiegoś wyjazdu na kilka dni. Bilety z Ryanair trafiły nam się na
wrzesień za mniej więcej 20
funtów w dwie strony z lotniska w Londynie.
Zastanawialiśmy się co prawda czy będzie nam się opłacało jechać tak daleko do
lotniska jednak zdecydowaliśmy się :) Nie żałujemy tej
decyzji. Przez 5 dni urlopu udało nam się zresetować do zera.
Niesamowitym zaskoczeniem dla nas było już samo lotnisko.
Spodziewaliśmy się jakiegoś ogromnego lotniska ze względu na to, że w okolicy
jest Lyon oraz, że to turystyczne miasto w górach. Jednak jakie zdziwienie
nasze było gdy się okazało, że lotnisko jest maleńkie a do okoła nie ma
kompletnie nic! Zadupie! Na wprost wejścia stał tylko jeden autobus, wokół same
parkingi i nic poza tym. Koszt dojazdu z lotniska w Grenoble do Grenoble to 30
euro za dwie osoby. Trochę dużo, jednak jeśli się nie ma żadnej konkurencji tak
jak ten jeden jedyny autobus to można sobie ceny narzucić.
Nocowaliśmy u Luca, którego poznaliśmy przez aplikację
AIRBNB (link do zapisu i zyskania darmowych 25£ na pierwszy nocleg znajdziecie > TU < ). Mieszkał on w 4 piętrowym budynku, jakieś 20 minut drogi pieszo od dworca
autobusowego. Przyznam się szczerze, że miasto przypominało mi Zabrze –
tramwaje, śmieci na ulicy, pełno grafiti. Ogromną różnicą jednak są ludzie –
wszystkie możliwe kolory skóry – oraz oczywiście góry! Efekt ten miałam być
może dlatego, że odkąd się wyprowadziłam z Zabrza to ciągle mieszkam w małych
miastach.
Punkt „must be” podczas zwiedzania Grenoble? Oczywiście
Bastylia! Wjechać na nią spokojnie możecie kolejką linową lub wejść własnymi
siłami. Z góry rozpościera się cudowny widok na całe miasto i góry. Koniecznie
trzeba się tam udać będąc w tym mieście. Z niej oczywiście możecie się również
udać wyżej, w góry. Po drodze znajdziecie wykutą w skale jaskinie, która z
powrotem doprowadzi Was do Bastylii. Można również iść dalej – najbliższy szczyt
to Mont Jalla, który jest również miejscem pamięci narodowej. Później można iść
5 km
dalej do ST Martin le Vinoux.
Osobiście byliśmy jedynie na Mont Jalla – widok z tego
miejsca zaparł nam dech w piersi i w zupełności wystarczył. Również dla mnie
jest to super osiągnięcie gdyż przez astme przeważnie mam problemy z chodzeniem
po jakichkolwiek górach a tu od samego początku weszłam pieszo! Przyznam, że
uczucie szczęścia po zdobyciu szczytu jest NIESAMOWITE! Pierw by się tam udać
pokonaliśmy 40 minut pieszo przez miasto, później 1104 schody prowadzące w górę
aż do samej bastylii (można również udać się drogą przygotowaną dla turystów –
nawet ojcowie z dziećmi na barana oraz dziadkowie dadzą radę!). Następnie na
szczyt prowadzą już tylko ścieżki – do wyboru macie biało-czerwony szlak oraz
żółty. Osobiście wybraliśmy żółty – ten trochę cięższy jednak wybór należy
tylko do was.
Dzień mieliśmy cudowny do samego końca :)
Jednak niech zdjęcia przemówią same za siebie.
Jednak niech zdjęcia przemówią same za siebie.
Nasze szczęście jak zwykle nas nie zawiodło (to samo nam się zdarzyło w Gran Canaria) i trafiliśmy na COUPE ICARE, które miało miejsce od 21-24 września. Jest to coroczny festiwal bezpłatnego lotu pomiędzy Saint-Hilaire (na granicy Gór Chartreuse ) i Lumbin (w dolinie Isère we Francji). Można było tam polecieć helikopterem (za 5 min lotu jest to koszt 30 euro) zobaczyć paralotniarzy, balony lub różnego stylu modele latające (stworzone nawet z butelek i gumki recepturki). Niesamowita masa ludzi. Pomimo ogromu stoisk z różnymi potrawami minusem oczywiście były kolejki, które są normą w takich miejscach. Nie mieliśmy ochoty stać w kolejce ponad 30 minut by kupić coś do picia lub jedzenia.
Mimo wszystko bardzo fajne wydarzenie.
Ten wyjazd nie należał jednak do tych gdy zwiedzamy jak
najwięcej i jak najmocniej. Potrzebowaliśmy relaksu. Tak więc dzień przeważnie
dla nas kończył się koło 18.oo gdzie udawaliśmy się do sklepu a później do domu
by zjeść smaczną kolacje i wypić francuskie wino na balkonie z przepięknym
widokiem na góry.
Tak więc na dzień dzisiejszy nie mogę patrzeć na wino i sery
gdyż przez te kilka dni mieliśmy tego pod dostatkiem ;) Jednak miasto jak
najbardziej godne polecenia! Było super fajnie! :)
Więcej o podobnej tematyce znajdziecie poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz