W życiu każdy z nas posiada takie miejsce, do którego z
chęcią osobiście lub we wspomnieniach zawsze wraca. Moim takim magicznym
miejscem jest park Grunwaldzki w Lublińcu.
Związana z tym miejscem jestem od dziecka. To właśnie TU
zaczynają się moje wszystkie najlepsze i najśmieszniejsze wspomnienia.
Już jako nastolatka razem z najbliższą kumpelą miałyśmy
głupie pomysły, które tam realizowałyśmy. Wiem, że to karygodne i nie ma się
czym chwalić ale zapisywałyśmy swoje nr telefonów na ławkach korektorem by móc
poznać jakiś chłopaków. Jaki śmiech był gdy wydzwaniali do nas goście po 30…
praktycznie 2 razy starsi od nas. To właśnie z tego miejsca miałyśmy pierwsze
„problemy” gdy pewien Pan o pseudonimie Dragon zaczął do nas wydzwaniać i
właśnie tam umówił się z nami mówiąc, że przyjedzie Alfa Romeo. Cóż… przyjechał
maluchem ;) Na szczęście nie byłyśmy aż tak głupie by pójść na umówioną ławkę.
Jednak po jakimś czasie okazało się, że ów Pan ma żonę i dzieci która ta
później zaczęła nam grozić policją.
Niezapomniane od zawsze Dni Lublińca, które organizowane są
właśnie w tym paku. Świetna zabawa na którą zawsze czekałam. Aktualnie mimo
wszystko zawsze żałuję, że nie mogę tam być właśnie w ten weekend. Serdecznie
więc polecam to wydarzenie każdemu kto to czyta.
Na tej też imprezie poznałam swojego ukochanego. Historia w
sumie równie nieziemska jak wszystkie, które miały miejsce właśnie w tym parku.
Poszłyśmy razem z kumpelą na chyba drugi dzień imprezy gdzie właśnie ona
spotkała znajomego – Adriana. Nie ukrywam, że był on w stanie LEKKO nietrzeźwym
jednak pełnym humoru i chęci do wygłupów. Po poznaniu siebie nawzajem zawinęłam
mu klucze, które on próbując je odzyskać zaczął mnie gonić. Łapiąc mnie
wywróciliśmy się na środku parku między wszystkich ludzi i praktycznie
zaczęliśmy się tarzać. Calutki wieczór spędziliśmy razem. Do dziś pamiętam
zespół, który wtedy grał – Boney M.
Scena, na której zawsze odbywają się koncerty w "Dni Lublińca" |
Zabawna historia zdarzyła się również wtedy, gdy
przyjechałam do ciotki do Lublińca na weekend. Adrian dowiedział się w
ostatniej chwili a jako, że to były nasze początki to chciał się wykazać i
przynieść kwiatka. Problem był taki, że szedł on w nocy, prosto z imprezy w
stanie upojenia alkoholowego. Kwiaciarnie niestety o tej porze już były
zamknięte a ja znajdowałam się na drugim końcu miasta. Na pomysł wpadł więc
genialny: „Ukradnę koledze z działki tulipany i pójdę na skróty przez park by było
szybciej!”. Jak się domyślacie – pomysł nie był najlepszy ;) Między murem
jednostki wojskowej a lasem znajduję się wąska ścieżka idąca zaraz obok rowu z
wodą. Biedaczek równowagi więc nie utrzymał i razem z kwiatkami wpadł do wody.
Jakież moje zdziwienie było gdy go zobaczyłam całego mokrego i jeszcze z samymi
łodygami bo resztę zgubił po drodze :D Jednak cóż, liczy się gest! Hahaha
Jedną z kolejnych cudownych chwil był nasz wspólny nocny
spacer. W sumie jeden z naprawdę wielu jednak ten był wyjątkowy.
Idąc ścieżką zaraz po przejściu przez most Adrian zauważył w
jeziorku Lilię tak piękną i ogromną, że nie szło się nie zachwycić. Widząc, że
strasznie mi się podoba zapytał się czy chciałabym taką dostać. Odpowiedź
oczywiście brzmiała „tak” jednak kompletnie się nie spodziewałam co ma zamiar
zrobić. Ten długo nie myśląc zaczął się rozbierać do praktycznie samych
bokserek i wskoczył do wody! Popłynął, urwał ją i następnie wrócił. Magiczna
chwila polegała na tym, że zbiegiem okoliczności gdy wyszedł z wody, klęknął
przede mną i dał mi tą Lilię wybiła równa północ. Jakież te początki związku są
piękne!
Walentynki również nam się kojarzą z tym właśnie parkiem!
Była zima idealna- pełno śniegu i niesamowity mróz. Adrian postanowił zrobić mi
niespodziankę. Wziął plecak (który wcześniej spakował) i zabrał mnie na spacer
do parku. Okazało się, że zaplanował PIKNIK!! Na ławkach pełnych śniegu
rozłożył termos z kawą i herbatą, ciastka, chrupki itp. Pamiętam jak dziś wzrok
ludzi przejeżdżających samochodem niedaleko! Jednak muszę przyznać, że te
święto zakochanych pamiętam jak żadne ;)
Wiele razy nasze prywatne najlepsze imprezy miały miejsce
właśnie TAM.
Choćby…. Halloween! Młodzi, piękni i imprezowi – co byśmy
mogli tam robić?! Oczywiście, że pić alkohol! Haha. Ekipa w składzie: my,
Brydzia, Banan oraz kilku znajomych, których spotkaliśmy praktycznie
przypadkiem już na miejscu. Alkohol? No jakże by inaczej – wódka! Efekt? Wstyd
odzywania się do najbliższych gdyż zachciało mi się pić w „męskim” tempie. Czy
jednak nie każdy z Was miał kiedyś taką wpadkę? Nie narozrabialiście kiedyś po
piciu alkoholu? Założę się, że tak. Rzadko jednak ktokolwiek się do tego
przyznaje. Ja się nie ukrywam gdyż wspomnienia z tego dnia są niesamowicie
śmieszne – głównie gdy byliśmy schowani w krzakach i wszyscy musieli się
nawzajem uspokajać gdyż drugą połowę bandy (tą spotkaną) spisywała policja.
Spacerując nocą można dojrzeć drogę mleczną. Widziałam ją
tam właśnie po raz pierwszy.
Mieszkaliśmy praktycznie obok więc każde spotkanie ze znajomymi
kończyło się właśnie w parku. Teren nam znany jak własne podwórko. Jeszcze przy
tych naszych niewinnych spotkaniach jednak gdy już byliśmy razem Ja, Adrian,
Sabina i Czesiek wybraliśmy się na spacer. Była zima. Alkohol i włączony dobry
humor po nim spowodował zaistnienie głupich pomysłów. Czym to się skończyło? My
biegałyśmy w samej bieliźnie a chłopaki byli przywiązani taśmą izolacyjną do
drzew w samych slipach. Uznałyśmy jednak, że śmieszniej będzie im je ściągnąć.
Jakież zdziwienie nasze było gdy chłopaki… zmarzli :D Zdjęcia były zrobione.
Śmiechu było na całe następne pół roku! :D Są jednak gdzieś głęboko schowane
tylko i wyłącznie do naszego użytku prywatnego. Młodość i głupota powodują, że
po wielu latach przy wspólnym spotkaniu ma się naprawdę co wspominać!
Kolejne zabawne wyjście? Palenie substancji
„tytonio-podobnej” w niektórych krajach dozwolonej razem z Panną C, której po
zapaleniu włączało się „idę do domu”! Ile śmiechu było jak Ona spadła z ławki
lub Adrian chodził po wymyślonych schodach na zwykłej ścieżce w parku – zaraził
tym wszystkich! Gastro… razem z Panną C odbierałyśmy sobie chrupki bo nie
mogłyśmy się powstrzymać przed zjedzeniem ich wszystkich! Głupi wyskok, jednak
prawdziwy.
Hah! Jedna z najlepszych sytuacji mających miejsce w tym
parku? Moja pierwsza jazda samochodem w życiu! Kiedyś Adrian chciał bym mogła
dojeżdżać na świeżo rozpoczęte studia samochodem zamiast tłuc się 2 h
autobusem. Gdy proponował mi zrobienie prawa jazdy to nie byłam zbyt chętna.
Postanowił więc mnie zachęcić i kupił Fiata 126p! Wziął Banana, samochód i
zawiózł mnie do parku. Kazali mi wsiąść, pokazali gdzie gaz, hamulec i jak
wrzucić jedynkę i tyle! Rozpędzając się już powoli i ciesząc jazdą kazali
wrzucić dwójkę – a ja kompletnie nie wiedziałam jak! :D Na końcu drogi
wymyślili sobie, że mam zawrócić. Nie znając się oczywiście na lusterkach i nie
mając wyczutego samochodu spróbowałam. Skończyło się tym, że auto jechało mi
prosto do rowu! Wystraszyłam się i podniosłam nogi i ręce do góry – tak, tak…
głupia byłam. Jednak maluszek się zadławił i będąc jednym kołem w rowie zgasł.
Efekt ogólny był jednak pozytywny – spodobało mi się i niedługo później prawko
już miałam.
Również pierwsza jazda motorem zdarzyła się w tym samym
miejscu – ta jednak skończyła się dużo szybciej. Czesiek – właściciel motoru –
pokazał mi tylko i wyłącznie gaz, hamulca już nie. Tak więc zatrzymałam się na
betonowym murze jednostki wojskowej. Do dziś więcej na motor nie wsiadłam ;)
Wiele spotkań z przyjaciółmi, większość randek które miałam
w tym mieście, spędzone noce i dnie. To wszystko zdarzyło się właśnie w parku
Grunwaldzkim. Dla wielu jest to zwykły park jednak dla nas jest on pełen cudownych wspomnień. Punktem obowiązkowym, do którego ochoczo wracamy kiedy
tylko zdarza się nam być w Lublińcu.
Jak widać nie trzeba kupować biletów i daleko jeździć by zobaczyć jakieś cudowne miejsca - te najlepsze mamy tuż na wyciągnięcie ręki! Tak więc rozejrzyjcie się wokół siebie i zobaczcie jaki świat jest piękny!
Więcej znajdziecie poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz